~~~~
Dziewczyna stała w małym korytarzyku swojego mieszkania. Co miał na myśli Gray mówiąc "Nie tylko ty"? Przecież on ma rodziców. O ile to byli oni. Lucy miała cichą nadzieję, że nie.. Myślenie przerwał jej Plue który widząc swoją panią zaszczekał cicho i podbiegł do niej.
- Cześć Plue... Znów będę musiała cię zostawić na kilka godzin - powiedziała dziewczyna głaszcząc czworonoga. - Jesteś głodny?- uśmiechnęła się lekko widząc jak pies radośnie macha ogonem.
Spokojnie przeszła przez salon, a na kanapie zostawiła torbę z książkami. Weszła do kuchni wraz z dreptającym za nią psem. Nalała do miski wody, a do drugiej karmy i sama zaczęła sobie przygotowywać jedzenie. Po przyrządzeniu, a następnie zjedzeniu kanapek dziewczyna zaczęła odrabiać lekcje. Gdy w końcu skończyła pisać wypracowanie na historię dochodziła szesnasta. Plue spokojnie spał w legowisku. Dziewczyna upewniła się, że wody i karmy w miskach jest pod dostatkiem i sięgnęła do kieszeni spodni i wyjęła kartkę z nabazgranym adresem. Wyszła z mieszkania i zamknęła je na klucz, chowając go do kieszeni. Ruszyła pod wskazany adres.
***
Weszła do zlekka obskurnego baru. Białowłosa dziewczyna, zapewne Mirajane, właśnie rozmawiała z jakimś czarnowłosym chłopakiem. Ubrany był tylko w spodnie, nie miał na sobie koszulki. Lucy zaczęła się rozglądać i wtedy zauważyła uśmiechniętego i machającego do niej Natsu siedzącego przy jednym z drewnianych stolików. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i przysiadła się do chłopaka. Różowowłosy miał na sobie tylko białą koszulkę na ramiączkach i długie spodnie. Dziewczyna zauważyła, że na ramieniu ma czerwony tatuaż przedstawiający jakiś znak.
- Jak tam, Lucy? - zadał pytanie, gdy ta przysiadła się do niego
- Wszystko dobrze, przepraszam jeśli musiałeś czekać, ale musiałam upewnić się, że wszystko jest na swoim miejscu, no i że Plue ma co jeść.
- Plue?
- Oh racja, przecież ci nie mówiłam. Plue to mój pies. Mieszanka kilku ras. Ma białą sierść, ale jego pyszczek jest wręcz złoty - roześmiała się
- Ja mam tylko kota. Happyego. Pewnie gdzieś łazi - Natsu rozejrzał się po barze - Widzę go. Idzie za Grayem.
- Hmm?
Rzeczywiście Gray zmierzał w ich stronę.. To był ten sam chłopak co rozmawiał z Mirajane! Czemu chodzi bez koszulki w miejscu publicznym..? Blondynka zauważyła, że on także ma wytatuowany taki sam znak co Natsu, jednakże jego był w kolorze granatowym i znajdował się poniżej obojczyka.
- Załatwiłem nam robotę. Cześć Lucy. - powiedział odwracając na chwilę wzrok od Natsu - Zaczynamy jutro. - usiadł naprzeciwko dwójki
-No to super. - powiedział i naglę na stół wskoczył niebieski kot. Jego czarne oczy wpatrywały się w Lucy, a sam zaczął ją powoli obwąchiwać - Lucy, to jest Happy.
Kot tak jakby nagle przestał interesować się dziewczyną. Podszedł do pana, a ten pogłaskał go czule po łebku.
Drzwi do baru nagle się otworzyły i wszedł do środka nikt inny niż dyrektor szkoły Makarov Dreyar.
- Kon'nichwa, dzieci - powiedział i uśmiechnął się przyjaźnie. Jego ręka powędrowała w górę i wykonał dziwny znak. Wszyscy w gildii poza Lucy wykonali ten znak.
- Kon'nichwa, dziadku - odpowiedziała Mirajane, gdy staruszek podszedł do lady.
- Dziadku? Dzieci? Co on tutaj robi? Co to za znak? - zadawała pytania Lucy.
- Staruszek jest właścicielem tego baru - odpowiedział wesoło Natsu
- No a ten znak? Bodajże wyglądał tak - Lucy zgięła wszystkie palce, a następnie wyprostowała kciuk i palec wskazujący - Co to w ogóle znaczy?
- Tak właściwie to nikt nie wie - powiedział niebieskooki - podobno ma to związek z wnukiem staruszka, Laxusem, ale najczęściej tak się witamy.
- A co z tymi tatuażami? To też do tyczy gildii? I dlaczego nazywacie tak naszego dyrektora?- dopytywała się
- Mówisz o tym? -wskazał na swoją klatkę piersiową Gray- Większość z Akademii go ma. To tak jakby hołd dla dziadka, choć tyle możemy zrobić. Większość osób sama wybiera kolory i miejsce 'znaku'. Chociażby Elfman np. ma czarny znak na szyi, Cana na podbrzuszu po lewej stronie, a Erza na ramieniu.
- Jeśli chodzi o to dlaczego go tak nazywamy.. - zaczął różowowłosy - Mówiąc szczerze, Makarov jest dla nas jak ojciec. Dał nam szkołę, skrzydło szpitalne i ten bar. Opiekuje się nami jak własnymi dziećmi, ale nazywanie go ojcem... Nie wchodzi w grę. Po prostu się nie da. Dlatego też nazywamy go dziadkiem. Niektórzy z nas, gdy byli mali zawsze znajdowali tu jakąś formę ochrony, pomocy. Zawsze znalazłby się ktoś kto kupiłby ci coś do jedzenia, albo do picia. Rodzina musi sobie pomagać. A ludzie z Akademii Fairy Tail jak i ci przesiadujący w "Barze pod Wróżką" są jedną rodziną.
Kyaaaa~!
OdpowiedzUsuńNie no nie wierzę *^*
To takie słooodkie :3
Też chcę taki tatuaż ;-;
Kup mi! xD
Dlaczego ja tak dziwnie piszę? O.o
Nie wiem i wiedzieć nie chcę.
Ale wiem jedno.
Ten rozdział jest przecudownyyy~
Ślę wenę i tulasa!
*Tulimyyyyyy* :3
*Tulimyyyy* :3
UsuńŚwietny blog. Weny ci nie prześlę, bo mi jakoś dziś brakuje. Dam, jak u nas w niedziele będziesz. Czekam na dalsze ;*
OdpowiedzUsuń~pisze ,ty wiesz kto :D
Jejku ! Jejku ! *_____*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział kochana ! ;***
Teraz tylko czeekac na więcej *___*!
Jak już tak powiedzialas o tej krwi, bojkach, samobójstwach ... To normalnie : Awww !*___*
Ja chce więcej i więcej ! XD Mało mi ! ;p
Mam nadzieję że w miarę szybciutko dodasz kolejny rozdział ;***!
Buziaki i ... ! Cholera ... ;___; Ja też ci weny nie wyśle ;_; Gomen -_- Mnie to lenistwo trzyma i nie mogę nawet usiąść przed klawiaturą >,> Cholera by too ... Lenistwo i wene -_-
No nic nie zanudzam i czekam zniecierpliwoscia na więcej !*_____________*