piątek, 17 stycznia 2014

4. Deszcz

Mam nadzieję, że się nie gniewacie za tak długą przerwę? Chcę tylko powiedzieć, że teraz będę dodawać systematycznie... Zostawiłam was samych... Przepraszam.. ;-;

~~~


Dlaczego widzę twoje szklane oczy? Dlaczego twój wzrok wbija się w przestrzeń..? Dlaczego twoje spojrzenie jest puste? Dlaczego...? Dlaczego jest martwe?
- Tato, ale dzisiaj miałeś zostać w domu! - mały, różowowłosy chłopiec zaciskał ręce w piąstki Twoja zawsze opalona cera jest blada jak ściany w tym domu.
Jeden z kolorów jakie widzę to biel. Ta nieskazitelna biel. Ta chłodna biel. Ta czysta biel. Biel o kolorze twojej skóry
- Muszę iść, mały. - ojciec, czerwonowłosy, wysoki mężczyzna pogłaskał lekko po włosach syna - Wiesz, jak chcesz to możesz to wziąć - mówiąc to zdjął ze swojej szyi biały szalik i nałożył na ciało chłopca.
Drugim kolorem jaki widzę jest czerwień. Namiętna czerwień twoich włosów. Kiedyś na jej widok tak bardzo się cieszyłem... Moja radość, była twoją radością... Teraz nienawidzę tego koloru. Taką samą barwę miała twoja krew.
- A-ale... - chłopiec jąkał przez chwilę - Ale to, przecież było mamy! Nigdy mi go nie dawałeś... - był jednocześnie szczęśliwy, ale i smutny.
Nie było mnie tam, a w mojej głowie do dziś słyszę strzały i huki... 15 kul w klatkę piersiową i 3 w głowę. Dobrze pamiętam ten widok. Sam, spoglądając na ciebie z załzawionymi oczami, liczyłem je na twoim ciele. Twoim zniekształconym, zmasakrowanym ciele.
 - Przyjdę jutro, więc jeśli chcesz, możesz mi go wtedy oddać - mężczyzna uśmiechnął się wesoło, jeszcze raz pogłaskał po głowie syna, przytulił go na pożegnanie i wyszedł z domu.
Czasem się śmieję, a czasem płaczę. Czasami myślę, że zwariowałem. Czasami widzę, że tu jesteś. Ale cię tu niema. Nie będzie. I nie było.


***

Chłopak obudził się nagle i podniósł do pozycji siedzącej. Złapał się za głowę chcąc uspokoić skołatane myśli. Przyśpieszone tętno i szybki nierówny oddech męczyły go. Usłyszał skrzypienie drzwi, a lekkie światło wpadło do jego pokoju.
- Natsu? - szkarłatnowłosa dziewczyna weszła do pokoju. - To znów ten sen, prawda? - powiedziała siadając na jego łóżku. Chłopak odwrócił głowę i nic nie powiedział.
- Czy... - odezwał się - Czy Gray już wrócił? - czarnowłosy chłopak był dla niego bratem, a Erza siostrą. Byli jak rodzina, więc martwił się o przyjaciela. Po za tym chciał szybko zmienić temat.
- Nie. Mirajane mówiła mi, że wrócił poobijany, przespał kilka godzin i wyszedł, gdy jej nie było. Jest ranny, ale... Jutro jest rocznica. To dla niego zbyt ważny dzień, nie mógł go opuścić.
- Wiem... Ale dlaczego nie wstąpił do nas, jak zazwyczaj?
- Na to nawet ja nie znam odpowiedzi... Idę spać, Natsu. Dobranoc. - dziewczyna uśmiechnęła się lekko, wstała z łóżka i wyszła z pokoju. Różowowłosy opadł na poduszki. I tak nie zaśnie. Erza przychodziła tu często. Najczęściej w nocy, kiedy się budził. Koszmary senne dręczą go już od dawna.
Mówią, że życie jest kłamstwem, a śmierć prawdą.  Mają rację.
Czy to była prawda? Skąd mogę wiedzieć?
Czy może mi się śniło? Nie drzemię.
Czy to wszystko to sen? To koszmar.
Czy kiedyś się wybudzę? To życie.
Nie mogę się wybudzić. Jestem, nie żyję.
Czy ta marna egzystencja to żywot? Nie.

***

Lucy aktualnie wychodziła ze szkoły i podążała tuż obok Natsu. Odwracała cały czas wzrok, rumieniąc się, za każdym razem, gdy chłopak na nią spojrzał. W szkole nie było dzisiaj Graya, a różowowłosy był markotny, więc poświęcała swoją uwagę dziewczynom z klasy. Dowiedziała się kliku rzeczy, więc chciała omówić to Dragneel'em, ale jak na złość jej policzki co kilka chwil stawały się zaróżowiałe, a sama lekko się wstydziła. Nic pomiędzy nimi wczoraj nie doszło, ale i tak dziwnie się czuła. W końcu odważyła się poruszyć kwestię dzisiejszej rozmowy z koleżankami.
- Natsu.. Czy, czy Gray bierze narkotyki? - wydusiła to z siebie.
- Nie, skądże. Kto ci to powiedział? - chłopak zmarszczył brwi.
- Cała klasa... Podobno widziała, jak brał jakieś tabletki... I... I jego oczy... Nie wiem, co o tym myśleć...
- Oh... - westchnął różowowłosy. On wiedział.. Wiedział o czym Lucy mówi. Mógłby jej powiedzieć, ale... Gray... Tyle myśli teraz było w umyśle Natsu. Rozważał scenariusze i gdybał przez chwilę nad tym, aż po kilku minutach, odezwał się.
- Słyszałaś może o Isbinie?
- Huh? Co? - chłopak kompletnie zmienił temat, dziewczyna była zdezorientowana - Nie wiem co to ma do rzeczy...
- Słyszałaś, czy nie?
- T-tak....To ta wieś gdzieś na Syberii, prawda? Aktualnie opustoszała. Epidemia jakiejś choroby zniszczyła wszystkich...
- To nie byle jaka choroba. To Deliora. Gray pochodzi z Isbinu. Choruje na Deliorę od dobrych ośmiu lat. Te tabletki to leki, które hamują jej działania.
Heartfilia stanęła nagle, nie wierząc własnym uszom. Deliora to jedna z najrzadszych i jednocześnie najokrutniejszych chorób na świecie. Powoli wyniszczała organy tak, aby były w swoim najgorszym stadium, jednocześnie mogąc podtrzymywać człowieka przy życiu. Potem powoli odbierała czucia w nogach i rękach, a na końcu odbierała zmysły. Wszystko działo się powoli, a samą chorobę trudno było wykryć. Brutalna, powolna śmierć. Wszystko za sprawą jednego zmodyfikowanego genu, który posiadało tylko 0,2% ludzkości.. Kilka lat temu został wynaleziony lek, który miał na celu " uratować" osoby na Deliorę chorujące. Niestety dało się je tylko wyleczyć we wczesnym etapie. Później mogła jedynie hamować oznaki.
- Czy to oznacza, że Gray.. umrze? - dziewczyna wciąż była w szoku.
8 lat z tą chorobą.. niezwykłe.
- Każdy z nas kiedyś umrze. - powiedział spokojnie chłopak.
I nastała cisza.

***

Chłopak stanął przed wielką bramą i wpatrywał się w nią przez chwilę. Czarna farba schodziła z metalu, odsłaniając rdzę. Mur, który otaczał cmentarz, w niektórych miejscach kruszył się. Wszystko wyglądało jakby zaraz miało się zapaść. Śnieg sypał ograniczając widoczność, a wiatr wiał, nieubłaganie jęcząc. Gray w końcu ruszył się i pchnął bramę, która wydała z siebie głośny dźwięk, a ludzie na ulicy przyglądali się czarnowłosemu zaciekawieni. Chłopak miał bowiem narzuconą na plecy jedynie kurtkę, podczas gdy oni grube i ciepłe płaszcze, które choć trochę hamowały zimno. Poza tym, który normalny młodzieniec idzie samotnie na opuszczony cmentarz? Gray poruszał się trochę między alejkami, aż w końcu doszedł i stanął nad jednym z grobów. Zapalił znicz i uczyniwszy znak krzyża, starł śnieg z grobu. Przyglądał się literom, które układały się w "Ur Milkovich", a jedna samotna łza spłynęła mu po policzku. Szybko ją starł, nie zostawiając po niej śladu.
- Gray..? -  białowłosy wpatrywał się w Fullbuster'a z szokiem w oczach - Gray Fullbuster?
- Lyon. Co ty tu robisz? - spojrzał na dawnego przyjaciela
- Dlaczego tu przyszedłeś? - Lyon spojrzał na Gray'a, wymijając jego pytanie - Po co tu przyszedłeś?!
- Dziś jest rocznica Ur...
- Jak śmiesz wymawiać jej imię?! - białowłosy podszedł do niego, mimo iż ten stał niewzruszony - Plugawisz je jedynie! Jak ono brzmi w ustach tego kto ją zabił?!
- To nie moja wina, że oboje posiadaliśmy ten cholerny gen! - odwarknął - Sama chciała wynaleźć lek!
- Zabiłeś ją, Gray, przyznaj się!
- Jak możesz mnie o to osądzać?!
- Chociażby dlatego, że do końca swojego krótkiego życia szukała leku na tę twoją Deliorę! Aż w końcu wyszło, że sama jest chora! Wszystko przez ciebie!
- ... - chłopak zacisnął dłonie w pięści
- Najpierw straciła nogę, a potem życie! Co jej dało wynalezienie leku, jeśli nawet nie mogła go zastosować na sobie?! UMARŁA. UMARŁA PRZEZ CIEBIE. Dobrze o tym wiesz.
- Sądzę, że Ur, nie chciałaby, aby jej dwaj jedyni synowie zabijali się nawzajem. - powiedziała kobieta, stojąca naprzeciwko nich. Ubrana była w gruby, czarny płaszcz, który spowijał niemalże ją całą. Była niezwykle urodziwa. Miała blady kolor skóry, a jej usta podkreślone były czerwoną szminką. Ciemnofioletowe włosy kontrastowały się z cerą i opadały gładko na plecy. W dłoni trzymała parasolkę, dzięki której na jej twarzy nie znajdował się, ani jeden płatek śniegu. - "Zapieczętuję twój mrok" tak brzmiały jej ostatnie słowa. - mówiła głosem spokojnym i dźwięcznym, Gray, jak i Lyon natychmiastowo zaprzestali kłótni. Była dla nich jedynie nieznajomą. Mimo to, wsłuchiwali się jak zaklęci w jej wypowiedź. - Mówiła to do was, prawda? Ur chciała pokoju, nie wojny.
Po wypowiedzeniu tych krótkich zdań odeszła i chwilę później już nie było jej widać. Mężczyźni wpatrywali się w zanikającą sylwetkę, a następnie podali sobie ręce i każdy z nich odszedł w swoją stronę.

***


Ból. Mocny, ale chwilowy. Przynoszący spokój. Cicho ścierający słone łzy na zakrwawionym sercu. Małe czerwone ślady ściekające po ręce i żyletka nimi zbryzgana. Juvia uśmiechnęła się widząc swoje nowe dzieło... Takie piękne, prawda? Przyłożyła miękki papier do świeżej rany. To był jej kolejny znak. Kolejna prośba o pomoc.
Kap, kap, kap.
Niebieskowłosa odwróciła się w poszukiwaniu źródła dźwięku. W końcu jej spojrzenie padło na okno. Krople deszczu delikatnie opadały na szkło rozbryzgując się na wszystkie strony świata.
Kap, kap, kap.
Rozpadało się na dobre.
Ale Juvia kochała deszcz. Był taki jak ona - niechciany, pomijany, niepotrzebny. 
Kap, kap, kap.
Podeszła do okna otwierając je i poczuła, że nagle jej ubrania, włosy i twarz stają się powoli mokre. Granatowe oczy spojrzały na krajobraz smutno. Nawet nie pamiętała kiedy zaczęła się ciąć. To była nieprzemyślana decyzja, ale potrzebowała tego. Potrzebowała tego bólu, który pozwalał na chwilę zapomnieć. Zapomnieć jak to jest być pomiataną przez wszystkich. Tak... Potrzebowała zapomnienia, które nie było jej dane. Dlatego musiała znaleźć sama swoje ciche ukojenie.

Kap, kap, kap...

sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział 3. "Klucze"

Znów króciutki rozdzialik, ale przynajmniej dowiedzieliście się o czym jest te opowiadanie (GrayLu czy NaLu). Miałam zamiar dokładną wskazówkę dać wam dopiero w 5-6 rozdziale, no ale jest tutaj. ;3 Miłego czytania! ^^
Ps. Jako iż panna Kura W. jest słowem 'ostrym' - tylko je będę cenzurować, reszty przekleństw chyba nie. ;p


~~~~


Wiosenne słońce promiennie witało wszystkich ludzi, przechodzących późnym popołudniem ulicami Magnolii. Lucy mimowolnie uśmiechnęła się na ten widok rozmyślając o ostatnim tygodniu spędzonym w szkole Fairy Tail.  Spędziła tu tak mało czasu, a mimo wszystko poznała tak wiele ciekawych jej osób. Chociażby piękną Mirajane, znaną z niektórych gazet, albo wesołą, upitą, jednakże zachowującą trzeźwość Canę. Levy McGarden, wspaniałą dziewczynę wielbiącą książki tak jak blondynka. No i oczywiście ponurego Graya, który powoli się do niej przełamywał... Dziewczyna pamiętała także o Natsu, wesołym chłopaku o różowych włosach, z którym mimo różnorodności ich charakterów od razu się zaprzyjaźniła.  Lucy nawet nie zauważyła jak znalazła się w swoim domu.
- Cześć Lucy! - ktoś od razu przywitał ją, gdy weszła do swojej sypialni.
- Natsu!!! - dziewczyna wystraszyła się, kiedy zobaczyła chłopaka siedzącego na jej fotelu, głaskającego niebieskiego kota - Co ty tu robisz?!
- Obiecałaś mi korepetycje, nie? - wyszczerzył się chłopak podnosząc swój plecak
- A-Ale! To się nazywa włamanie!!! - wrzeszczała dziewczyna
- A zostawianie klucza pod wycieraczką nazywa się głupotą - powiedział wyjmując z kieszeni zapasowe klucze do domu dziewczyny, następnie chowając je do kieszeni bluzy. Lucy widząc to odwróciła głowę, skrzyżowała ręce na piersiach i strzeliła przysłowiowego 'focha'.
- Myślałam, że pójdziemy do ciebie - mruknęła cicho, dalej obrażona.
- Nie wydaje mi się, żeby opiekunowie byli zadowoleni, że sprowadzam do pokoju jakieś panienki - powiedział Natsu, dziewczyna przypomniała sobie gdzie mieszka różowowłosy.
- Przepraszam - szepnęła cicho zarumieniona Lucy, odwracając się do chłopaka.
- Aj tam! Nic się nie stało - powiedział uśmiechnięty i zaczął się rozpakowywać na podłodze.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i rozpoczęła wyjmowanie książek i zeszytów z torby.

***

- Ku*wa - syknął cicho łapiąc się za krwawiący bok.
- Co tam Gray? Znowu ci ktoś skopał dupę? - brązowowłosy starszy mężczyzna siedzący przy jednym ze stoików zaśmiał się szyderczo.
Gray nie odpowiedział, tylko szedł przed siebie w stronę Mirajane. W momencie, gdy ktoś nagle podstawił mu nogę, chłopak przewrócił się i upadł. Wszyscy ludzie wybuchli śmiechem. Nie obchodziło ich to, że niebieskooki aktualnie kaszle krwią.
- W końcu ci porządnie przetrzepano skórę - ktoś z tłumu krzyknął widząc jak czarnowłosy nieudolnie stara się złapać oddech
Starając się nie przejmować obelgami w niego rzucanymi chłopak próbował się podnieść. Podpierając się o najbliższe krzesło, trzęsąc się wstał i szedł ledwo, co jakiś czas zahaczając się o własne nogi. Za kolejnym razem, gdy się potknął i niemalże runął na ziemie, ktoś złapał go za rękę powstrzymując od upadku. Podniósł lekko głowę i zauważył, że białowłosa dziewczyna uśmiecha się do niego i prowadzi go powoli na piętro. Tak... Mira-chan była jedną z niewielu osób, które wiedziały dlaczego Gray co kilka dni wraca do baru cały zakrwawiony. Była też jedyną osobą, poza Natsu, której chłopak ufał całkowicie. Dziewczyna wyjęła z apteczki potrzebne jej gaziki, bandaże i wodę utlenioną, gdy on usiadł na jednym z łóżek w skrzydle szpitalnym.
- Zanim jedna rana się zagoi, masz już drugą, Gray. Twój stan cały czas się pogarsza, jeśli on nie zaprzestanie, to wiesz co będzie, przecież nie chcesz drugi raz trafić do szpitala, prawda? - powiedziała dziewczyna dezynfekując ranę
- Mira-chan, będę mógł dzisiaj tu zanocować? - chłopak zmienił temat
- Oczywiście, ale przecież wiesz, że dziadek nie chce wykorzystywać skrzydła jako pokoju gościnnego.
- Tylko jedna noc, Miruś - poprosił Gray, gdy dziewczyna opatrywała jego bok.
- Tylko jedna noc - uśmiechnęła się do niego.

***

- To będzie tyle na dzisiaj - powiedziała wstając z podłogi. Zaczęła pakować rzeczy, tak samo jak chłopak - Jutro też zamierzasz przyjść?
- Przyjdę, przyjdę - chłopak zaczął zapinać plecak
- No to do jutra - uśmiechnęła się do niego i wyszła na balkon. Spojrzała w dół, masa ludzi aktualnie chodziła po ulicach. Zakochane pary, młodzi nastolatkowie, a także ludzie w podeszłym wieku przechodzili spokojnie już ciemnymi ulicami.
Dziewczyna usłyszała ciche kroki za sobą. Przez zimny oddech na karku na jej plecach przeszedł lekki dreszcz podniecenia.  Gdy położył dłonie na jej tali nagle zrobiło jej się gorąco. Poczuła ciepłe usta na policzku, a następnie przyjemne mrowienie w tym samym miejscu.
- Do jutra, Lucy - szepnął tuż przy jej uchu, delikatnie je nadgryzając. Zaczerwieniona blondynka słyszała jak kroki cichutko oddalają się od niej. Tak samo ciche skrzypnięcie drzwi utwierdziło ją w przekonaniu, że chłopak wyszedł.
Cholera, on wciąż ma klucze do jej domu!

czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 2. "Bar pod wróżką"

Ohayo :3 (No co? Jest przed 12 :P) Nowy rozdział wyszedł dziwnie krótki, to przez to że nagle zaczęłam pisać rozdział piąty. xD Będzie się działo :3 Jak wam się podoba muzyka dodana na bloga? Wolelibyście może jeszcze większy wybór? I czy to ma być muzyka tylko z Fairy Tail, czy może jeszcze z czegoś? Mam spory zapas "epickich" piosenek, dlatego też mówcie śmiało co wam pasuje, a co nie. C:

~~~~

Dziewczyna stała w małym korytarzyku swojego mieszkania. Co miał na myśli Gray mówiąc "Nie tylko ty"? Przecież on ma rodziców. O ile to byli oni. Lucy miała cichą nadzieję, że nie.. Myślenie przerwał jej Plue który widząc swoją panią zaszczekał cicho i podbiegł do niej.
- Cześć Plue... Znów będę musiała cię zostawić na kilka godzin - powiedziała dziewczyna głaszcząc czworonoga. - Jesteś głodny?- uśmiechnęła się lekko widząc jak pies radośnie macha ogonem.  
Spokojnie przeszła przez salon, a na kanapie zostawiła torbę z książkami. Weszła do kuchni wraz z dreptającym za nią psem. Nalała do miski wody, a do drugiej karmy i sama zaczęła sobie przygotowywać jedzenie. Po przyrządzeniu, a następnie zjedzeniu kanapek dziewczyna zaczęła odrabiać lekcje. Gdy w końcu skończyła pisać wypracowanie na historię dochodziła szesnasta. Plue spokojnie spał w legowisku. Dziewczyna upewniła się, że wody i karmy w miskach jest pod dostatkiem i sięgnęła do kieszeni spodni i wyjęła kartkę z nabazgranym adresem. Wyszła z mieszkania i zamknęła je na klucz, chowając go do kieszeni. Ruszyła pod wskazany adres.


***

Weszła do zlekka obskurnego baru. Białowłosa dziewczyna, zapewne Mirajane, właśnie rozmawiała z jakimś czarnowłosym chłopakiem. Ubrany był tylko w spodnie, nie miał na sobie koszulki. Lucy zaczęła się rozglądać i wtedy zauważyła uśmiechniętego i machającego do niej Natsu siedzącego przy jednym z drewnianych stolików. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i przysiadła się do chłopaka. Różowowłosy miał na sobie tylko białą koszulkę na ramiączkach i długie spodnie. Dziewczyna zauważyła, że na ramieniu ma czerwony tatuaż przedstawiający jakiś znak.
- Jak tam, Lucy? - zadał pytanie, gdy ta przysiadła się do niego
- Wszystko dobrze, przepraszam jeśli musiałeś czekać, ale musiałam upewnić się, że wszystko jest na swoim miejscu, no i że Plue ma co jeść.
- Plue? 
- Oh racja, przecież ci nie mówiłam. Plue to mój pies. Mieszanka kilku ras. Ma białą sierść, ale jego pyszczek jest wręcz złoty - roześmiała się
- Ja mam tylko kota. Happyego. Pewnie gdzieś łazi - Natsu rozejrzał się po barze - Widzę go. Idzie za Grayem.
- Hmm? 
Rzeczywiście Gray zmierzał w ich stronę.. To był ten sam chłopak co rozmawiał z Mirajane!  Czemu chodzi bez koszulki w miejscu publicznym..? Blondynka zauważyła, że on także ma wytatuowany taki sam znak co Natsu, jednakże jego był w kolorze granatowym i znajdował się poniżej obojczyka.
- Załatwiłem nam robotę. Cześć Lucy. - powiedział odwracając na chwilę wzrok od Natsu - Zaczynamy jutro.  - usiadł naprzeciwko dwójki
-No to super. - powiedział i naglę na stół wskoczył niebieski kot. Jego czarne oczy wpatrywały się w Lucy, a sam zaczął ją powoli obwąchiwać - Lucy, to jest Happy.
Kot tak jakby nagle przestał interesować się dziewczyną. Podszedł do pana, a ten pogłaskał go czule po łebku. 
Drzwi do baru nagle się otworzyły i wszedł do środka nikt inny niż dyrektor szkoły Makarov Dreyar.
- Kon'nichwa, dzieci - powiedział i uśmiechnął się przyjaźnie. Jego ręka powędrowała w górę i wykonał dziwny znak. Wszyscy w gildii poza Lucy wykonali ten znak.
- Kon'nichwa, dziadku - odpowiedziała Mirajane, gdy staruszek podszedł do lady.
- Dziadku? Dzieci? Co on tutaj robi? Co to za znak? - zadawała pytania Lucy.
- Staruszek jest właścicielem tego baru - odpowiedział wesoło Natsu
- No a ten znak? Bodajże wyglądał tak - Lucy zgięła wszystkie palce, a następnie wyprostowała kciuk i palec wskazujący - Co to w ogóle znaczy?
- Tak właściwie to nikt nie wie - powiedział niebieskooki - podobno ma to związek z wnukiem staruszka, Laxusem, ale najczęściej tak się witamy. 
- A co z tymi tatuażami? To też do tyczy gildii? I dlaczego nazywacie tak naszego dyrektora?- dopytywała się
- Mówisz o tym? -wskazał na swoją klatkę piersiową Gray- Większość z Akademii go ma. To tak jakby hołd dla dziadka, choć tyle możemy zrobić. Większość osób sama wybiera kolory i miejsce 'znaku'. Chociażby Elfman np. ma czarny znak na szyi, Cana na podbrzuszu po lewej stronie,  a Erza na ramieniu.
- Jeśli chodzi o to dlaczego go tak nazywamy.. - zaczął różowowłosy - Mówiąc szczerze, Makarov jest dla nas jak ojciec. Dał nam szkołę, skrzydło szpitalne i ten bar. Opiekuje się nami jak własnymi dziećmi, ale nazywanie go ojcem...  Nie wchodzi w grę. Po prostu się nie da. Dlatego też nazywamy go dziadkiem. Niektórzy z nas, gdy byli mali zawsze znajdowali tu jakąś formę ochrony, pomocy. Zawsze znalazłby się ktoś kto kupiłby ci coś do jedzenia, albo do picia. Rodzina musi sobie pomagać. A ludzie z Akademii Fairy Tail jak i ci przesiadujący w "Barze pod Wróżką" są jedną rodziną.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 1. "Nowa w klasie"


Cześć ludzie. Zaczynam od rozdziału. Chciałabym wam tylko powiedzieć, że to blog o tematyce Fairy Tail, tylko, że w "naszym świecie". Mam nadzieję, że wam się spodoba C:

~~~~


Światło wdzierało się lekko do pokoju przez zasłonięte okno, takie szczęśliwe, chcące aby każdy się obudził, widział radosny dzień i cieszył się razem z promykami słońca. Takie... Beztroskie. Szczęśliwe. Spokojne. Nierealne.
Nie wiedział kiedy się obudził. Tak po prostu... Leżał na łóżku i szukał w swoim umyśle jakiejkolwiek informacji, która odpowiedziałaby mu na pytanie.
Po co ma wstawać? Po co zejść z łóżka skoro rzeczywistość za drzwiami pokoju jest tak przytłaczająca? Tak szara i brudna, niczym ulice w deszczowy dzień?
Dlaczego? Dlaczego miał otwierać zaspane oczy, tylko po to by spoglądać na wpółprzytomnych opiekunów? Dlaczego miał wstawać tylko po to by wyczuć zapach alkoholu? Dlaczego wstawał tylko po to by słyszeć wzajemne wrzaski rodziców? Dlaczego dotyk kogoś bliskiego musiał mu zadawać tak wielki ból?
Nie.... 
Oni nie są nikim bliskim.
Spojrzał na zegar zawieszony nad łóżkiem - 5:43, a na ósmą musiał wyrobić się do szkoły. Wstał z łóżka i podszedł do drzwi, które zaskrzypiały cicho, gdy je otworzył.  Po podłodze jak zwykle walały się puste butelki. Posprzątał je cicho i wszedł do kuchni. Tak.. Na ten sam widok spoglądał codziennie od kilku lat. Przybrana matka leżała na podłodze, koło niej ojciec.
Pijani, na wpółubrani, nieprzytomni.
Westchnął cicho i otworzył lodówkę, lecz szybko ją zamknął. Jak zwykle nic w niej nie było. "Trzeba będzie znaleźć jakąś robotę" - pomyślał. Wszedł do swojego pokoju i ubrał się szybko. Wziął plecak, do którego już wcześniej spakował książki i zeszyty. Spojrzał na swoje biurko. Porozwalane kartki, długopisy, ołówki i zdjęcie koło małego słoiczka z tabletkami. Delikatnie podniósł zdjęcie i mimowolnie się uśmiechnął. Jeszcze wtedy był szczęśliwy. Tak. Wtedy na pewno był szczęśliwy. Mały czarnowłosy chłopiec stał wraz z białowłosym chłopakiem mniej więcej w jego wieku, a tuż obok nich stała piękna kobieta. Krótkie włosy delikatnie okalały jej twarz. Śmiali się, wszyscy trzej, tak jakby zło na świecie nie istniało. Tak jakby istniało dobro...
Odłożył zdjęcie, wziął tabletki i znów dotarł do kuchni. Wyjął szklankę i nalał do niej wody. Połknął pigułkę, a następnie spokojnie popił. Schował mały słoiczek do plecaka i wyszedł z mieszkania.
Z mieszkania w bloku.
Z mieszkania na piętrze czwartym.
Z mieszkania o numerze trzynastym...

***

Dziewczyna stała przed bramą Akademii Fairy Tail. W końcu dostała się do najlepszej prywatnej szkoły w Magnolii. Fairy Tail spełnienie jej marzeń, które...
-Długo będziesz jeszcze tak stać? - z rozmyśleń przerwał jej czyjś głos. Odwróciła się i ujrzała różowowłosego chłopaka, ubranego w pomarańczową bluzę i biały szalik. "Szalik? Dziwne, przecież jest dzisiaj ciepło" pomyślała dziewczyna. - Halo, słyszysz mnie? - odezwał się znowu tym razem machając ręką przed jej oczami, mimo to wciąż się uśmiechał.
- Tak, tak słyszę. - odwzajemniła uśmiech - Przepraszam Cię, po prostu się zamyśliłam.
- Spoko - powiedział tylko i nagle zmarszczył brwi - A ty kim jesteś? Wcześniej cię tu nie widziałem.
- Jestem Lucy. Dopiero co będę się tu uczyć. - powiedziała szybko.
- Oprowadzić cię?- spytał się wesoło
- Jeśli nie sprawiłoby to kłopotu...
- Więc wchodź, panie przodem! - uśmiechnął się po raz kolejny, otwierając bramę.
Chłopak pokazał jej gdzie mają poszczególne lekcje, aż w końcu doprowadził ją pod drzwi  ich klasy.
- Chwila, ale ja nawet nie wiem jak się nazywasz. - zauważyła dziewczyna.
- Mam na imię Natsu. Natsu Dragneel - powiedział spokojnie i razem weszli do sali.
Nauczyciel już czekał siedząc przy biurku i od razu zauważył nową dziewczynę.
- Panienka Lucy, prawda? - zapytał się, a gdy ta tylko kiwnęła głową kontynuował - nie siadaj na razie, dopiero po dzwonku przydzielimy ci miejsce. - a dziewczyna posłusznie stała i czekała na dzwonek. Kiedy w końcu go usłyszała, nauczyciel znów się odezwał. Jednakże nie do niej, a do całej klasy. -Witam was drogie dzieci. Jak widzicie do naszej klasy zawitała nowa uczennica Lucy Heartfilia. - powiedział spokojnie, a następnie rozejrzał się po klasie - Lucy, usiądź proszę koło Graya. Ostatnia ławka przy oknie.
Lucy posłusznie poszła w to miejsce. Chłopak nie odpowiedział gdy się z nim przywitała. Na jego twarzy gościł grymas, pachnął nieprzyjemnie alkoholem. W końcu spojrzał na nią, gdy się rozpakowywała. Jego źrenice były niebezpiecznie rozszerzone. Dziewczyna wzdrygnęła się, a książka którą aktualnie trzymała spadła na ziemię. Gdy podniosła ją i położyła na ławce, chłopak zajął się czymś innym. "Pięknie! Siedzę w ławce z jakimś narkomanem i alkoholikiem. Wspaniale!" pomyślała dziewczyna niechętnie siadajac na swoje miejsce.
Lekcje minęły bardzo szybko, a przynajmniej tak wydawało się Lucy. Gdy w końcu zabrzmiał ostatni dzwonek dziewczyna chciała jak najszybciej odejść od tego chłopaka. Szybko spakowała książki do torby i gdy już postawiła pierwszy krok w stronę upragnionej wolności coś złapało ją za nadgarstek. Blondynka odwróciła się i zobaczyła Graya. Trzymał ją i patrzył na nią swoim świdrującym wzrokiem. Była pewna, że gdyby to spojrzenie mogło zabijać już dawno leżała by na ziemi martwa.  A teraz tylko oni byli w sali.  On siedział z ręką zaciśniętą na jej nadgarstku, ona stała i wpatrywało się w niego jakby był ostatnią osobą, którą by widziała przed śmiercią. Dziewczyna bała się, że coś jej zrobi...
A on ją tylko puścił. Po prostu puścił i wstał, zbliżając się do niej. Strach ją sparaliżował. Serce biło niemiłosiernie szybko. Nie mogła nic zrobić. Wpatrywała się tylko w jego rozszerzone źrenice.
-Nie oceniaj książki po okładce. - powiedział tylko.
I odszedł. A ona stała wpatrując się w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą był.

***

Choroba jasna! Dlaczego on cały czas szedł przed nią?  Gdy zamierzała skręcić w lewo, on już tam był i szedł jak gdyby nigdy nic.. Może gdzieś obok mieszka? Miała nadzieje, że nie. Nagle coś różowego przykuło jej uwagę. Natsu właśnie przechodził przez ulicę. "Dziwne" pomyślała "Przecież gdy skręcałam w prawo on poszedł prosto. Czyżby ominął jeden blok i po prostu przeszedł tutaj?". Natsu zatrzymał się na chodniku, a gdy Gray do niego dobiegł razem o czymś zaczęli rozmawiać jednocześnie idąc. " Zachowują się jak normalni przyjaciele, a w szkole cały czas się wyzywali.." Lucy mogła jedynie przysłuchiwać się tej rozmowie..
- Stary, trzeba będzie znaleźć jakąś robotę. - powiedział Natsu
- Wiem.  U Miry pewnie coś się znajdzie.
"Mira? To nie ta z naszej klasy?"
- Taa... To co? Dzisiaj idziemy do baru, nie?
- No ba.. Trzeba się z nią umówić. - Chłopacy nagle przestali gadać i przez kilka minut szli w ciszy..
- To niedługo, prawda? - spytał różowowłosy widząc zmartwienie na twarzy przyjaciela
"Hmm? Zmienili temat?"
- Tak, dokładnie za tydzień. - uśmiechnął się smutno
- Wyjedziesz?
- Przecież muszę, jak co rok....
- A ja mam nazmyślać wychowawcy, prawda?
- Aj, Natsu... Jak ty mnie znasz.
Znów przerwali na chwilę.
- Ile to już?
- Osiem lat.
- Minęło niesamowicie szybko, prawda?
Gray tylko pokiwał głową.
Znowu cisza.... Cisza mącona tylko stukotem butów. I nagle Natsu i Gray odwrócili się, a dziewczyna zamarła w bez ruchu.
- Cześć Lucy! - uśmiechnął się różowowłosy, mina drugiego chłopaka pozostawała bez zmian.
- Ohayo! - odwzajemniła uśmiech.
- Pewnie już poznałaś Graya, co nie?
- Tak, tak... - powiedziała lekko speszona.
- Lucy, jak chcesz to wpadnij do baru, co?-  powiedział entuzjastycznie Natsu i wyjął z plecaka jakąś kartkę i długopis, po czym nabazgrał coś i podał jej zwitek papieru - Tutaj masz adres. Wszyscy chętnie cię przyjmiemy.
- Dziękuję, chętnie tam zajrzę - powiedziała i schowała papier do kieszeni spodni. Natsu tylko się uśmiechnął.
- To ja już idę!  Do zobaczenia! - pożegnał się i poszedł w stronę sierocińca.
Dziewczyna zmarszczyła brwi "Dom dziecka? Natsu idzie do Domu Dziecka?"
- Natsu stracił ojca w wieku jedenastu lat - oświecił ją Gray, który stał do niej plecami.
- A matka? - spytała się Lucy, gdy chłopak ruszył z miejsca.
- Nie znał matki - powiedział spokojnie idąc w stronę blokowisk.
- Ja także straciłam matkę, gdy byłam mała- blondynka powiedziała smutno.
- Nie tylko ty - odpowiedział jej idąc dalej...
Weszli na klatkę i szli w ciszy po schodach. W końcu dotarli na czwarte piętro.
- Do zobaczenia w barze!- spojrzała na Graya który stał przed drzwiami.
- Tak... Do zobaczenia, Lucy.
W końcu wszedł do domu, zamykając drzwi.
Jednakże przez tą krótką chwilę, gdy były jeszcze otwarte Lucy usłyszała kłótnię dwóch osób.  Przez tę krótką chwilę, zobaczyła puste butelki. Przez tę krótką chwilę wyczuła alkohol. Przez tą krótką chwilę zobaczyła ojca tyrana znęcającego się nad matką...